Biblia

Co mam czynić, aby odziedziczyć żywot wieczny?

Rozważanie na nieszpory podczas V Zjazdu Konfesyjnych w Kluczborku 10 września 2022 r.

Mk 10,17-27: A gdy się wybierał w drogę, przybiegł ktoś, upadł przed nim na kolana i zapytał go: Nauczycielu dobry! Co mam czynić, aby odziedziczyć żywot wieczny? (18) A Jezus odrzekł: Czemu mię nazywasz dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko jeden Bóg. (19) Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie mów fałszywego świadectwa, nie oszukuj, czcij ojca swego i matkę. (20) A on mu odpowiedział: Nauczycielu, tego wszystkiego przestrzegałem od młodości mojej. (21) Wtedy Jezus spojrzał nań z miłością i rzekł mu: Jednego ci brak; idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie, po czym przyjdź i naśladuj mnie. (22) A ten na to słowo sposępniał i odszedł zasmucony, albowiem miał wiele majętności. (23) A Jezus, spojrzawszy wokoło, rzekł do uczniów swoich: Jakże trudno będzie tym, którzy mają bogactwa, wejść do Królestwa Bożego! (24) A uczniowie dziwili się słowom jego. Lecz Jezus, odezwawszy się znowu, rzekł do nich: Dzieci, jakże trudno tym, którzy pokładają nadzieję w bogactwach, wejść do Królestwa Bożego! (25) Łatwiej jest wielblądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do Królestwa Bożego. (26) A oni tym bardziej się zdumiewali i mówili między sobą: Któż więc może być zbawiony? (27) Jezus spojrzał na nich i rzekł: U ludzi to rzecz niemożliwa, ale nie u Boga; albowiem u Boga wszystko jest możliwe.


Siostro i bracia w Chrystusie!

Sobotnie nieszpory wciągają nas w tematykę najbliższej niedzieli. A najbliższa niedziela przynosi chyba jedną z najbardziej wyrazistych historii ewangelijnych. W końcu to historia o miłosiernym Samarytaninie. Historia, która w dobrym świetle prezentuje przedstawiciela znienawidzonego narodu. I to już samo o sobie niesie pewien ładunek emocjonalny. To przecież tak jakby opowiedzieć Ukraińcowi o miłosiernym Rosjaninie, Kurdowi o miłosiernym Turku, czy Ujgurowi o miłosiernym Chińczyku. To w końcu prowokująca historia. Ale z drugiej strony to właśnie ta historia stała się wyznacznikiem praktycznej, chrześcijańskiej etyki, chrześcijańskiej diakonii i służby dla drugiego człowieka. To ta historia poruszała serca chrześcijan, kiedy to zakładano szpitale, organizowano ośrodki opieki, domy diakonis, czy jakiekolwiek inne, chrześcijańskie dzieła charytatywne.

I tu przechodzimy do dzisiejszego tekstu z Ewangelii św. Marka, w którym do Jezusa przybiega pewien człowiek – u Mateusza nazywany młodzieńcem, a u Łukasza zwierzchnikiem. Jedno z drugim się nie wyklucza. Słowem – młody człowiek, który coś już w życiu osiągnął, którego kariera dobrze się rozwijała. Co więcej – jak czytamy – przybiegł i upadł na kolana przed Jezusem. Wyraźny znak pobożności. I zaraz pojawia się też dość znaczące pytanie - „Co mam czynić, aby odziedziczyć żywot wieczny?”. W sumie mogłoby się wydawać, że to jest całkiem normalne pytanie wierzącego człowieka. Ale... Myślę, że kiedy my myślimy o życiu wiecznym, to zwykle patrzymy na to z perspektywy „otrzymać życie wieczne”, albo „osiągnąć życie wieczne”. Ale słowo „odziedziczyć” to jednak słowo mające swoją specyfikę.

Wiemy mniej więcej jak działa system dziedziczenia. W najprostszym układzie, umierają rodzice, majątek otrzymują dzieci. Ale zdarzają się sytuacje, kiedy tych najbliższych potomków nie ma, i wtedy do gry wkraczają ci z dalszego pokrewieństwa. Nagle wokół będącej u kresu życia, starszej cioci pojawia się cała masa krewnych, którzy prześcigają się w swojej serdeczności, licząc na to, że po odczytaniu testamentu, będą z niego zadowoleni. To może lekko przekoloryzowany obraz, ale z pewnością nie oderwany całkowicie od rzeczywistości. Tym samym owo dziedzictwo staje się obiektem jakiegoś wyścigu. Kto najbardziej zatroszczy się o schorowaną ciocię, kto pierwszy przyniesie rano filiżankę z herbatą, kto pierwszy poleci do apteki. Pytanie tylko, kto w tym wszystkim jest najważniejszy – ciocia, czy dziedzictwo? Czy to miłość, czy też wyścig?

I znów wracając do historii o miłosiernym Samarytaninie mamy 3 postacie mijające pobitego człowieka. Zanim zaopiekował się nim przedstawiciel nielubianego narodu, mijają go kapłan i lewita. Ludzie, którzy zawodowo służą Bogu. Ludzie, którzy z pewnością starają się godnie wypełniać Zakon Mojżeszowy. Jednak w wyścigu swojej pobożności nie zauważają bliźniego w potrzebie, człowieka, którego życie jest zagrożone.

Owszem w życiu trzeba sobie stawiać cele. A do celów się dąży. I jest chyba oczywiste, że takim celem dla nas chrześcijan jest niewątpliwie życie wieczne w Bożym Królestwie. Ale jaka droga prowadzi do tego celu? Oczywiście tu można by odpowiedzieć, że tą drogą jest Jezus – i to prawda. To Jezus jest naszą drogą do zbawienia. Ale ponieważ ów młody zwierzchnik z dzisiejszego tekstu biblijnego użył słowo „dziedzictwo”, to nie sposób pominąć tego, czym jest dla nas zbawienie? Zasłużonym dziedzictwem? Albo darowanym dziedzictwem? Wiem, że w tym gronie to banalne pytanie, ale z takimi banalnymi pytaniami trzeba nieustannie konfrontować swoją wiarę i swoje życie.

Jutrzejsza niedziela, nazywana też Niedzielą Diakonii, wzywa nas bardzo wyraźnie do miłości wobec bliźniego. Miłości... Czy miłość może być interesowna? Czy gdyby wynikała z naszych kalkulacji, że „to się opłaci”, byłaby jeszcze miłością? Kiedy pół roku temu wybuchła wojna na Ukrainie niemal błyskawicznie pojawiła się wielka fala uchodźców, ludzi przerażonych, niepewnych, uciekających i nie potrafiących powiedzieć co będzie jutro. Miałem okazję być naocznym świadkiem tej pierwszej fali pomocy, być wśród ludzi którzy jeszcze kilkadziesiąt godzin wcześniej siedzieli sobie spokojnie w swoich domach – to oczywiście coś niewyobrażalnego... Ale mój szczególny podziw był dla ludzi, których spotkałem, którzy spontanicznie, z potrzeby serca ruszyli na pomoc. I nie była to pomoc chaotyczna, ale przemyślana, zorganizowana, a przede wszystkim ludzka. Bardzo szybko upływał wtedy czas, wszyscy byliśmy w szoku, ale z perspektywy upływu czasu było to niezwykle budujące wydarzenie. Wydarzenie odruchu ludzkiej dobroci i miłości bliźniego. Bez zadawania sobie pytania – a co ja z tego będę miał?

I to jest drogą, którą wyznacza nam Chrystus. Droga na której nie stoimy z kalkulatorem, nie obliczamy co się nam opłaca, a co nie. Ale droga na której pewne rzeczy, pewne reakcje, pewne odruchy są po prostu naturalne. Na pytanie „co mam czynić” Jezus odpowiada w sposób prowokacyjny, odpowiada tym najtwardszym Zakonem, aby uświadomić pytającego, że nie tędy droga. Używając symboliki komunikacyjnej – aby uświadomić go, że to ślepa uliczka. Jezus nie zaprasza nas do gry, w której celem będzie wypełnienie zadań, ale na drogę, na którą powołuje nas słowami „pójdź za mną” i „wypłyń na głębie”. Jego celem nie jest to, abyśmy wydawali dobre owoce, ale abyśmy byli dobrym drzewem – oczyszczonym, wzmocnionym i pobłogosławionym Jego łaską, które naturalnie przynosi dobre owoce.

I nawiązując już na koniec do jednego z tematów dzisiejszego spotkania – wiara czynna w miłości. Czy może być inna wiara? Zasadniczo może. Wiara może mieć bardzo różne formy. Ale kiedy skupiamy się na wierze zbawczej – to czy może ona nie być czynna w miłości? Wiara zbawcza nie widzi własnych zasług, ale zasługi Chrystusowe. A pociągnięta Jego miłością, idzie za Nim, niosąc tę miłość dalej. Dajmy się więc porwać tej zbawczej miłości, idźmy za Nią, krocząc ufnie za śladem Zbawiciela. Amen.

Szukaj

Biblia

Czytelnia

DIDACHE

"DUCH A LITERA" - WSTĘP.

 "DUCH A LITERA" - TREŚĆ.

"KOŚCIÓŁ WYSOKI".

"MARIOLOGIA LUTERAŃSKA".

Portal Konfesyjni Luteranie

Portal „Konfesyjni” został założony z inicjatywy wiernych Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w R.P. celem kultywowania czystości i prostoty wykładni Słowa Bożego zawartej w Księgach Symbolicznych a także rozbudzenia zachwytu nad starochrześcijańskimi korzeniami naszej liturgii, która wraz z sakramentem Wieczerzy Pańskiej, stanowi centrum religijnego życia Chrześcijan wyznania Ewangelicko - Augsburskiego.